Bikemaraton Sobótka 2020

Kiedy wszystko idzie nie po twojej myśli, wtedy tracisz przyjemność z tego co kochasz robisz. Jak to było? „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”, szkoda że ten krótki sezon już się skończył #FuckCovid19

Na tydzień przed, prognoza pogody była optymistyczna, niestety w dzień wyjazdu do Wrocławia, czwartek, już wiedziałem, że będzie kiepsko. W piątek cały dzień odpoczywałem nie robiąc totalnie nic – czego bardzo potrzebowałem. Plan był taki aby wystartować na dystansie Clasic 28km/850mp, ale za namową przyjaciół wystartowałem na Mega 50km/1400mp. Wiedziałem że trasa na Ślęży jest wymagająca i liczyłem na 2,5h ścigania. Warunki na trasie były dobre, mokro ale wszędzie przejezdnie, bardzo ciężkie odcinki najeżone kamieniami kosztowały dużo ogólnej utraty sił plus niższa temperatura od spodziewanej efektem czego było stopniowe odcięcie prądów na 10km przed metą. Przyjeżdżam na nią po trzech godzinach z kompletnie przemarzniętymi nogami i chęcią zawinięcia się z tej miejscówki jak najszybciej to możliwe. Zupełnie na odwrót jak dwa lata temu. Jedyne co nie zawiodło tego dnia to sprzęt na którym się ścigam. Sobótkę kończę na 14/66 w kategorii M4 i 47/200 open.

Gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli tego dnia tą ciężką imprezę, a szczególnie dla Michała Marciniaka z Warszawy, który wygrał kategorie M3 i to na dystansie Giga 71km/2000mp.

Podziękowania dla Marcina Piecucha i jego rodziny za gościnę we Wrocku.