MTB Boguchwała 2012
Już w zeszłym roku, kiedy to po raz pierwszy uczestniczyłem w tej imprezie, byłem pozytywnie zaskoczony dobrą organizacją, dlatego wyścig ten na stałe wpisał się do mojego kalendarza startów.
Jeszcze dobrze nie ochłonąłem po ostatniej Niedzieli, a tu znowu rywalizacja, ale jakże inna od Skandii gdzie tłum rowerzystów w którym jednostka jest tylko kolejnym odciętym kuponem od zapłaconego startowego, a ludzie się nie znają, a na stadionie w Mogielnicy świetny piknik rodzinny, orkiestra live, zabawy dla dzieci z wodzirejem, poza tym same znajome gęby – jedna wielka rowerowa rodzina – super …
Przed wyścigiem znowu nie wyspany, rano czułem się żle, ale fajna atmosfera panująca na stadionie przyćmiła złe samopoczucie i do rywalizacji wytartowałem całkiem wyluzowany. Od początku jechałem bardzo mocno i wszystko szło zgodnie z
planem – czyli pojechać wyścig na maxa – niestety gdzieś w połowie dystansu rozciąłem oponę i musiałem się zatrzymać na pare minut, żeby mleczko zakleiło dziurę, potem rozcięcie rozczelniło się jeszcze dwa razy. Na metę dojechałem dzięki pomocy Wojtka i Łukasza Szlachtów, którzy poczęstowali mnie nabojem – po dopompowaniu koła zostało do mety około 2 km, niestety z braku mleczka w oponie, przecięcie pozostało niezaklejone i na metę dojechałem na flaku przejeżdżając 42 km w czasie 1 h i 59 min spalajac 2500 ckal.
Pomimo problemów sprzętowych wyścig zaliczam do udanych głównie za sprawą bardzo dobrego oznaczenia trasy (podziękowania dla Marka Błażeja), fajnych nagród ( Fillbike, Hoffman Bike) i profesjonalnej ogranizacji całej imprezy – ekipa SST Lubcza odwaliła kawał dobrej roboty.