Cyklokarpaty Komańcza 2.08.14

Komańcza – brama Bieszczadów czekała na nas a my nie mogliśmy się jej doczekać . Wyjechaliśmy w sobotę z rana  – jak się potem okazało troszkę za późno – w końcu zawitaliśmy do rodzinnych terenów Żbika Komańcza. Napięty plan niczym stringi niemieckiej sztangistki, stawał się rzeczywistością. Na zegarze prawie dziesiąta, a trzeba rozłożyć namiot Peeroton, wystawić odżywki na standzie, przebrać sie do wyścigu, włożyć konatkty na gałki, plaster na nos, przygotować Ultra drink,  sprawdzic cisnienie i na koniec przed samym startem schować gumijagody do auta……. . W końcu wjeżdzam do pierwszego sektora jako jeden z ostanich. 11:00 start! Początek lekko do góry po asfalcie czołówka jedzie powoli i spokojnie, udaje mi sie utrzymac z przodu i po wjechaniu na podjazd w terenie chce jechać szybko ale niestety na początku za bardzo się podjarałem i za mocno kręciłem przez co na asfaltowych serpentynach totalnie odcięło mi prądy i tylko mogłem podziwiac plecy kolejnych zawodników którzy mnie wyprzedzali, nie wspomne o Krzyśku Mrugale który już daleko daleko z przodu. Ale nic to, trzeba jechac, przede mną fajna trasa i nie chcąc odpaść z gry niczym Gołota w pierwszej minucie, zwalniam i czekam na drugi oddech, a z tym bardzo ciężko bo temperatura miejscami dochodzi do 46 st., juz myślałem że go złapie, ale wyprzedza mnie Andryiusza z Ukrainy a z tyłu słysze Dziadka który też mnie mija – nogi mówią zdecydowane „nie” ale pokłady zrytej psychiki mówią : nie odpuszczaj ich, bo bedzie po wyścigu, szczególnie Andryiusza mnie motywuje bo  wykrzykuje coś do mnie – nie do końca zrozumiałem – ale chyba chodzilo mu o to, że na zjezdzie sie pcham do przodu, a na podjezdzie szukam grzybów czy jakoś tak, więc nie powiem, troszeczke mi ciśnienie podniósł, no i dzieki temu zacząłem powoli odzyskiwać utracony dystans. Na zjazdach jade naprawde szybko, ale w łukach uważam, bo na tyle łysy renegade. Cieszę się, bo jak dotąd trasa mimo błotnistych miejsc całkiem przejezdna i nawet tak bardzo nie przeszkadza mi ten łysy tył. Jedyny zjazd na którym leżałem to bardzo błotnisty prosty odcinek w dół na którym poniosła mnie fantazja. Wyjeżdzamy z lasu i zaczyna się szybki płaski asfalt, dopiero tu łapie drugi oddech i zaczynam naprawde mocno kręcić. Dochodze do 55 kilogamowego Alexa z Bikebrothers Oshee Team i zaczynam zaciągać 50 km/h, próbujemy zmian ale młody taki lekki że jak wychodzi do przódu to prawie odrywa się od ziemi. Przed nami jedzie Tomek Leśniak z JSC, więc cisne w pedał, dochodzimy go, a Tomek daje na prawdę mocne zmiany i w końcu dojeżdżamy Łukasza Szlachte, kręcimy razem do bufetu na którym dobra ekipa Laluś Squad pomaga przy napełnianiu bidonów. Po tym bufecie zaczyna sie łąka i ścieżka która lekko pnie sie w górę, wiatr w twarz, trawa i dziury – niekończąca się gehenna. Juz gorzej byc nie może, a jednak. Gdy zaczął się już zjazd do mety moje obawy co do tylnej opony stały się rzeczywistością. Zachowawczo spokojnie żeby nie zaglebić w rzadką breję, mimo to tył roweru wyprzedził mnie kilka razy. Ostatni krótki zjazd zbiegłem. Nie spodziewając się jakiegoś super wyniku na metę, urąbany od stóp do głów w błocie, wjechałem na 5 pozycji w MM3 i 15 open z czasem 2:19.

Zaraz po mnie przyjechał Michał Piórkowski – pojechał bardzo mocno zajmując 5m w MM1, widac że poziom Cyklokarpaty.pl rośnie z edycji na edycję, nastepny na mecie zameldował sie Andrzej Miłek zajmując 3m w MM4. Super pojechała Krysia Miłek wygrywając HK3.

Podziękowania za wspieranie naszych sportowych zmagań dla SportRecovery.pl i Weron.pl

Dariusz Maciąg – najlepszy masażysta jakiego znam – thx Derek

Wyniki naszej ekipy

  • Zbigniew Gorczyca – 7m, 435p
  • Grzegorz Sowa – 5m, 349p
  • Michał Piórkowski – 5m, 340p
  • Andrzej Miłek – 3m, 335p
  • Marek Jakubowski – 10m, 302p
  • Paweł Kosiorowski -8m, 299p
  • Grzegorz Siteń – 15m, 272p
  • Bartek Tyrakowski – 56m, 262p
  • Paweł Cywiński – 59m, 257p
  • Piotr Krawczyk – 20m, 254p
  • Maciej Dudek – 11m, 248p
  • Kamila Sowa – 2m, 157p
  • Krysia Miłek – 1m, 128p
  • Drużynowo zajęliśmy 12m