Tropami Żbików – Komańcza 2013

Na imprezę w Komańczy nastawiałem się pozytywnie od początku sezonu. Własnie z myślą o  niej – trenowałem, zdrowo sie odżywiałem i chudłem w oczach. Dzieki Darkowi Mirosławowi i Marcinowi Piecuchowi z Vimar Eska Team od 12 do 20 lipca miałem możliwość obejrzenia od środka super etapówki  – Craft Bike TransAlp i pomagając chłopakom, pojeździłem troszke po Alpach i Dolomitach co bardzo dobrze wpłynęło na moją kondycje psychofizyczną. Chcąc czuć sie w miarę wypoczęty na sobotni wyścig, postanowiłem w czwartek i piątek zażyć rozkoszy cielesnych związanych z masażem kończyn dolnych. Dopomógł mi w tym Darek Maciąg, który wie jak pozbyć się laktatu z obolałych mięśni. W sobotę rano czułem się very meny gód, po zapakowaniu żółtej strzały, z cała rodziną obraliśmy kierunek na Komańcze. Na miejscu super atmosfera, tłum znajomych twarzy i wspaniała pogoda. Po ustawieniu sie w 1 sektorze coraz bardziej udzielała mi sie przed startowa gorączka. Na kilka minut przed 11:30 moja sigma pokazywała puls 120, idealnie wypoczęte serducho wkręca sie samo na obroty,  i juz mamy lecieć na góreczki, ale spiker ogłasza opóźnienie startu, po chwili puls 80, no ale w końcu piff paff i jazda. Na początku powoli za policją, co chwile spinka bo chłopaki nerwowo naciskają hamulec i trzeba uważać, jadę w pierwszej grupie, tetno pod pierwsza górke 178 a maxa mam 184, ale udaje mi się wytrzymać  i nie spadam w dół. Po jakimś czasie jade z chłopakami do których jeszcze 2 miesiące temu traciłem po 20 min, wśród nich Kania który odrobinę hamował mnie na zjazdach, i tak rewelacyjnie jechało mi sie do około 25 km. Na zjeździe w lesie (dokładnie w tym samym miejscu gdzie przebił opone Mateusz Bieleń) na którym było trochę kamieni, których nie dostrzegłem rościąłem przednia oponę, dostałem mleczkiem po twarzy i po chwili zakleiło oponę ale dużo ciśnienia uciekło i musiałem bardzo zwolnic na zjazdach. Po parunastu minutach postanowiłem dopompować było to 5 km przed metą ( w tym momencie wyprzedziło mnie pare osób m.in. Wojti i Dziadek), po dopompowaniu dosłownie tylko przez minutę opona wytrzymała, potem zaczęło coraz bardziej mną miotać na zjeździe, aż zdarło mi ja na zakręcie, wiec na 3 km do mety założyłem dętke, niesty tłum jaki przejechał kolo mnie uświadomił mi że przyjade na odległej pozycji i tak też było – 7 w MM3 i 35 open co zajęło mi 2:03:26. Po wyścigu czułem niedosyt, ale wiem ze treningi i dieta nie pójdą na marne, apropos diety, w Komańczy nie dało sie  dietetycznie podejść do tematu – było tyle żarcia że nie wiedziałem za co i z ktorej strony sie brac, no i jeszcze wieczorno nocna libacja i wspomnienia z Kanią i Kosterem – bezcenne.

Wyniki team’u

  • Kamila Sowa 2m
  • Andrzej Miłek 2m
  • Milena Sowa 3m
  • Alicja Muszyńska Sowa 4m
  • Grzegorz Sowa 7m
  • Grzegorz Siteń 21m
  • Bartek Tyrakowski 38m