Cykokarpaty Kluszkowce 25.05.2013

Na Maraton w Kluszkowcach wybraliśmy dzień wcześniej, aby wystartować następnego dnia bez zrywania się bladym świtem i wyczerpującej jazdy autem. Na miejsce dotarliśmy o 22 w składzie Filip Chmielarz, Michał Piórkowski, Paweł Nowicki, Rav Szyszko i Ja. Szybkie zakwaterowanie się u Józka Bańki i sen - tzn myślałem ze się wyśpię, ale nie wszyscy w domku mieli zamiar spać tej nocy, hałasy i darcie ryja przez ludzi którzy przyjechali tylko na imprezę alkoholowo grillową trwały do 2 w nocy, gdybym nie zareagował pewnie trwało by to do rana - troszeczkę sie zdenerwowałem - na szczęście moje uwagi pomogły i nie musiałem nikomu nic ręcznie tłumaczyć, ale o 4 rano ktoś pomylił pokoje i zaczął się do nas dobijać, tym razem Rav wytłumaczył mu ze to nie jego miejsce do kimania. Obudziłem się o 8 rano z deka zmięty i z bolącym łbem - pięknie - pojechać wcześniej żeby sie super wyspać - plan był dobry, ale niestety tylko plan. Tak czy siak polecam kwatery u Józka Bańki bo mają tam miejsce na rowery, myjke wysokociśnieniową i nie maja nic przeciwko ubłoconym butom.

Zapowiadał się ciężki i długi wyścig w błocie - 55 km i  1580 m przewyższenia. Uzbrojeni po zęby w żele, batony, magnez i izotoniki pojechaliśmy na start. Na starcie jak zawsze dożo znajomych twarzy, mimo pochmurnego nieba jest fajnie. Strzał z guna i jedziemy. Michał na swym nowym lekkim aluminiowym sztywniaku pomknął niczym urywająca się guma z majtek, chłopak troche się podpalił na początku, ale jak się później okazało do takiego dystansu i takich gór należy podchodzić z respektem. Początek do 3 kilometra w górę, potem małe hopki a w sumie aż 10 km w dół, potem wspinaczka aż do 20 kilometra, Na jednym z podjazdów widzę Pawła Nowickiego który majstruje coś przy rowerze, znowu urwał łańcuch, przed samym startem na rozgrzewce też urwał ten sam łańcuch - niestety pech go nie opuszcza. Mi jedzie się dobrze szczególnie na zjazdach, po Wojniczu i beznadziejnych oponach Huthinson pozostało tylko złe wspomnienie, teraz jadę na Geax Saguaro 2.0 29, juz kiedyś miałem takie w 26 stce i byłem z nich zadowolony natomiast mój twentyniner w połączeniu z tymi oponami jedzie jak po szynach, tzn nie do końca bo było dużo uślizgów ale wszystko pod kontrolą, opona ta jest w 100% przewidywalna, chociaż troche ciężka co czuć na stromych podjazdach, ale za to nie martwie sie że przetnę ja na kamieniach, jak dla mnie - idealny wybór. Jadąc dość uważnie dystans mija, w pewnym momencie tej uwagi zabrakło i z grupką około 5 osób zamiast skręcić w lewo na zjazd pojechaliśmy a raczej poszliśmy wąwozem do góry co okazało się ślepym zaukiem, straciliśmy tu około 5 min, trudno jeden przeoczył strzałkę a reszta jechała za nim jak barany ,,,,bbbeeeee,,,. Do 47 kilometra podjazdów nie było końca, myślisz że to juz tyle a tu znowu do góry i znowu a pod stromizny podjeżdżać ciężko bo po pierwsze błoto, po drugie brak małej zębatki bo zaciąga a po trzecie gruba dupa i tchu brak, na szczęście jakoś doturlałem się do ostatniego zjazdu praktycznie 10 cio kilometrowego, tu nadrobiłem, jedynym problemem była jazda drugi raz po tej samej trasie, troszke mnie to zaniepokoiło i innych startujących bo myślałem ze znowu pogubiłem trase, ale okazało się, że wszystko ok, zbliżając się do mety zaskoczył mnie wjazd na nią, 120 st w prawo i lekka hopka z asfaltu na kamienie czy kostke przy zmianie biegu zaciągnęło łańcuch i musiałem się zatrzymać w tym momencie wyprzedził mnie kolega z Jedlicze Team jak się potem okazało dość pechowo przegrałem 6 miejsce o 4 sekundy - trzeba być skoncentrowanym do samego końca. Po 1900 m w pionie i 57 km na metę przyjechałem 7 w kat. MM3 i 24 open z czasem 3:55:55. Do zobaczenia w Strzyżowie gdzie będzie 100% koncentracji.

Wyniki Team'u

  • Grzegorz Sowa 7m
  • Michał  Piórkowski 9m
  • Filip Chmielarz 10m
  • Paweł Nowicki 16m
  • Rav Szyszko 15m

 

Zapraszam do przeczytania relacji naszego kolegi Rafała Szyszko http://skirav.blog.interia.pl/?id=2727892

 


Cyklokarpaty Wojnicz 12 05 2013

Pomimo złej prognozy pogody do Wojnicza wybraliśmy się całą ekipą.  W połowie drogi aura zupełnie nie nastrajała do ścigania, na miejsce dotarlismy po 9 i nikomu nie chciało sie wyłazić z auta bo na zewnatrz 9 st. i ma się na deszcz, w taką pogodę trzeba dobrze zastanowic się jak sie ubrać zeby nie zmarznąć w razie ulewnego deszczu i nie ugotować jeśli pogoda się poprawi. Na dystansie Hobby pojechała tylko Alicja. Rav Szyszko, Grzegorz Siteń, Paweł Cywiński, Bartek Tyrakowski, Paweł Nowicki i Ja - zapisalismy się na dystans Mega, Michał Piórkowski i Filip Chmielarz nie pojechali na maraton ponieważ uczestniczyli w trzydniowym Rajdzie Rowerowym Śladami Kurierów Beskidu Niskiego organizowanym przez Centrum Sportu i Rekreacji Uniwersytetu Rzeszowskiego. Trasa wyścigu, małe przewyższenie i dużo asfaltu zapowiadały raczej wyścig mało techniczny więc trzeba było jechać mocno od samego początku, zapowiada się nudne kręcenie.

Start o 11:00, 10:55 wbijam się jako przedostatni do pierwszego sektora. Piff Pafff i jedziemy, początek lajtowo, po paru kilometrach robi sie szybciej i dość niebezpiecznie, Paweł Nowicki który jedzie przede mną zatrzymuje, okazuje się że  jakiś koleś wjechał mu w tylną przerzutkę i ugina hak, Paweł próbuje wyprostowac ale cały wyścig musi jechac tylko na dolnej połowie kasety, ponieważ wyżej przerzutka haczy o szprychy. Bardzo dobrze mi się kręci. Wjeżdżam szybko w banalny zakręt   - tylne koło traci przyczepność i leżę! Myśle, pewnie było za szybko, po chwili znowu zakręt 90 st. tym razem na szutrze i znowu gleba -  teraz wiem, że nie było za szybko , po prostu opona Python Huthinsona jest beznadziejna o czym przekonuje się jeszcze nie raz tego dnia wypadajac z zakretów - ta opona to porażka nie polecam jej nikomu, chyba że ktoś lubi  mieć szlify na dupie. Jadę dalej w bardzo dobrym tępie jednak przeszkadza mi zaciągający łańcuch na małej i średniej zębatce, także musze łoić podjazdy na 44 zębach, na czym dość dużo tracę, to twarde kręcenie powoduje że na około 40 km zaczyna mi przykurczać nogi - jednak magnezik mi pomaga i skurcze odpuszczają, ale po chwili dopada mnie straszna niemoc, przez pięć kilometrów prawie stoję w miejscu dogania mnie dużo ludzi m.in. Tomek Grot, na asfaltowym podjeździe chłopak atakuje, czym mnie totalnie załamuje - masakra pomyślałem - koleś jeździ sobie od czasu do czasu ( przynajmniej tak mówi) i robi mnie jak dzieciaka. Męczyłem się tak aż do 46 km, nagle zmęczenie mi odpuszcza i zaczynam kręcić naprawdę mocno do mety udaje mi się trochę odrobić i w sumie jestem happy po minięciu linii mety przyjeżdżam na 9 miejscu w kategorii mm3 z czasem 2:28:54. Maraton w Wojniczu został świetnie zorganizowany, bardzo dobre oznaczenie trasy, super wyżera po wyścigu plus pogoda która wytrzymała bez deszczu - bravissimo.

 

Bardzo dobry wyścig zaliczył Bartek Tyrakowski, który rzadko trenuje ze względu na brak czasu - gdyby nie papieroski aż strach pomyśleć co by się działo.

wyniki Team'u

Alicja Muszyńska Sowa - 3m

Grzegorz Sowa - 9m

Bartek Tyrakowski - 13m

Grzegorz Siteń - 15m

Paweł Nowicki - 19m

Rav Szyszko - 23m

Paweł Cywiński - 45m

 

 


II ŁAŃCUCKI MARATON MTB

Pierwotny skład na wyjazd powiększa się przed domem Kamikazza, o niego właśnie, więc jedziemy zespołem: Michał Wilk, Filip Chmielarz, Kamikazze i ja – Rav - wjątkowo w roli relacjonującego to wydarzenie na stronie SOWASPORT.PL.

Pomimo nieciekawych prognoz pogoda słoneczna. Grzegorz jedzie z nami tym razem jako szef teamu, serwisant, podawacz bidonu, trener, kibic i dusza towarzystwa J. Spokojnie przygotowujemy się do startu mając dobry zapas czasu. Paweł Nowicki, który przyjechał na szosie i nie startuje w maratonie, dodaje nam otuchy i życzy powodzenia. Okazuje się, że impreza ma doborową obsadę, więc ściganie będzie poważne. Przewidziany na 11.00 start opóźnia się jedynie kilka minut. Zgodnie z zapowiedzią organizatora blisko dwukilometrowa runda honorowa jedzie z maksymalną prędkością 30km/h ulicami Łańcuta zwalniając w niebezpiecznych miejscach. Tuż przed przecięciem czwórki start ostry. Do przejechania 43km z niewywołującym przerażenia przewyższeniem 630m. po ok. 200 m asfaltu skręt w polną drogę. Jest ślisko a prędkość duża. Tutaj już odjeżdża czołówka wyścigu. Gdzieś niedaleko niej jest Michał. Ja jadę na razie blisko Filipa. Pierwszy podjazd, na Magdalenkę, długi ale nie stromy. Wdrapuję się tam ostatni z teamu. Nawierzchnia ok. deszczyk, który postraszył nas podczas startu ustaje. Pod szczytem czeka Kamikazze z bidonem dla Filipa. Rzucam mu swoje rękawki i przez resztę wyścigu jedziemy w słońcu i temp 25˚C. podczas zjazdu z Magdalenki widzę przyziemienie jakiegoś zawodnika. Dojeżdżam - wypadek okazuje się na tyle poważny, że decyduję się dzwonić do Grześka, żeby przyjechał chłopakowi pomóc. Tracę tam jakieś 2’30”. Po wyścigu już, dowiaduję się , że Kamikazze pomógł nie tylko jemu ale i dziewczynie, która potrzaskała się niżej chwilę po tym jak odjechałem. W tym momencie kolejność w teamie jest taka: Michał, Filip, Ja. Nie zmieni się to już do mety. Kolejne kilometry, to krótki, ostry podjazd i dość uciążliwy, niemal płaski kawałek asfaltu przed bufetem - centralnie pod wiatr. Podciągamy się tam nawzajem z Gośką Budzyńską. Pomimo kolejnego długiego podjazdu w połowie drogi między bufetami zaczyna mi się dobrze jechać. Teraz już tylko odrabiam straty i ostatnie 10 km do mety jadę jak nakręcony. Wyprzedzam pewnie z dziesięciu zawodników i dojeżdżam do mety na 63, miejscu open (1h56’25”), ze stratą 29’ do Larego (1h27’41”), który wygrał maraton przyjeżdżając przed Marcinem Kosterkiewiczem i Andrzejem Ulmanem.  Najlepszy z teamu był Michał Wilk - 21 msc open (1h40’14”), kolejny Filip Chmielarz – 52 msc open (1h51’42”). Impreza bardzo udana poczynając od towarzystwa, poprzez organizację aż po pogodę, która oszczędziła nas by o 17 uderzyć potężną burzą i ulewą.


Cyklokarpaty Przemyśl 27.04.2013

27 Kwiecień 2013, 7:30, w składzie Rav, Filippo, Piórek, Paweł, Alicja, Kamcia i ja wyjeżdzamy w kierunku Przemyśla aby wziąć udział w pierwszym maratonie w sezonie 2013. Na miejscu jesteśmy o  9:00, spotykamy się z reszta naszego teamu - Tyrakiem i Cywilem.

11:15 rozpoczynamy wyścig na dystansie Mega - Paweł Nowicki, Michał Piórkowski, Filip Chmielarz, Paweł Cywiński, Bartek Tyrakowski, Rafał Szyszko i Grzegorz Sowa. Alicja Muszyńska Sowa i Kamila Sowa startują na dystansie hobby 15 minut później.

Początek jak zawsze jadę spokojnie, żeby się nie zarżnąć, potem zjazd na którym ciasno i nie można normalnie jechać, musze niepotrzebnie hamować, podjazd zjazd i tak parę razy, ogólnie nuda, aż do zjazdu z szutrówki do lasu gdzie z 60 km/h spóźniłem dohamowanie, wjechałem w krzaki i wydostając się z nich nieopatrznie oparzyłem tarcza prawą goleń. Po godzinie jazdy sztyca w moim rowerku obniżyła sie, lekka poprawka i jade dalej już w wygodniejszej pozycji, następne co zapamiętałem to zjazd po polu o nierównym podłożu i wietrze w twarz, który podniósł moje hr do 170, po zjechaniu na asfalt straciłem czucie w stopach i dłoniach i czułem tylko dziwne mrowienie - jednym słowem "drętwo".  Na 1,5 km do mety tuż przed ostatnim zjazdem, nagle ku mojemu zdziwieniu zabrakło powietrza w przedniej oponie, trudno. Jadąc w dół do mety po kostce brukowej i asfalcie słyszałem odgłosy wgniatanej nowej obreczy wtb team :-(

Maraton dobrze przygotowany, słowa uznania dla Marcina Kosterkiewicza za ułożenie świetnej trasy, idealne oznakowanie, bardzo dużo ludzi z obsługi, stojących w newralgicznych punktach trasy.

W Przemyslu dystans Mega 38 km najszybciej z naszego team’u pokonał Paweł Nowicki zajmując bardzo dobre 13 miejsce open i 9 w kategorii MM2. Na dystansie hobby 13 km drugie miejsce zajęła Alicja. Gratulacje.

Wyniki team’u

  • Kamila Sowa - 6 m
  • Alicja Muszyńska Sowa - 2 m
  • Michał Piórkowski - 9 m
  • Filip Chmielarz - 14 m
  • Paweł Nowicki - 9 m
  • Grzegorz Sowa - 16 m
  • Bartek Tyrakowski  - 34 m
  • Paweł Cywiński - 40 m
  • Rav Szyszko - 26 m

 

 

 


Cyklokarpaty Sanok 22 09 2012

Do Sanoka wybraliśmy się w siedem osób; Kamilka, Kacper, Gosia, Paweł, Michał, Alicja i Ja..
Ala jeszcze w drodze do Sanoka zastanawiała się jaki dystans wybrać, chciała spróbować Mega, ale koniec końców pojechała Hobby mając już zapewnione zwycięstwo w kat. HK3 w całym cyklu. Michał także pojechał na te zawody, aby walczyć o najwyższy stopień podium w kat. HM1. Gosia bardzo chciała wygrać na dystansie Mega w swojej kat. MK3 i miała no to duże szanse. Paweł i Ja byliśmy przeziębieni, ale nie mogliśmy odpuścić tak fajnej trasy jaką oferowali organizatorzy z Sanoka.
Po wybraniu sektorów wystartowaliśmy, na początku było trochę płaskiego do pierwszego trzykilometrowego podjazdu. Czułem że jedzie mi się bardzo ciężko, najgorszy moment nastąpił na stromym długim podjeździe po łące gdzie niemiłosiernie wiało, ubrałem kurtkę, ale nie wiele pomogła bo przemarzłem tam okropnie, wyprzedziło mnie chyba z dziesięć osób – tragediąłłłł – trzeba walczyć i ukończyć ten maratonik. W końcu kilka kilometrów zjazdu praktycznie do mety i tu troche mi puściło, moc w nogach jakby się obudziła i do mety jechałem chyba szybko bo odrobiłem parę pozycji lądując na 9 miejscu, przejeżdzając 40 km w 2 h i 20 min, tracąc 3500 kcal.
Na mecie dowiedziałem się, że Alicja nie ukończyła wyścigu z powodu złego oznakowania trasy – trudno.
Michał ukończył zawody na 2 miejscu czym przypieczętował zwycięstwo w całym tegorocznym cyklu w swojej kat. HM1.
Gosia wygrała dystans Mega i ostatecznie w całym cyklu zajęła 2 pozycję – w przyszłym roku na pewno zaatakuje pierwszy plac.
Podsumowując cały sezon 2012 nasza ekipa MTB www.sowasport.pl była widoczna na każdych zawodach osiągając bardzo dobre wyniki szczególnie wśród kobiet i mężczyzn na dystansie Hobby

Pomimo codziennych obowiązków - szkoły, pracy itp, znaleźliśmy czas i chęci aby uprawiać kolarstwo górskie na troche wyższym poziomie i upowszechniać zdrowy styl życia.

sowasport team

Jeżeli Bóg pozwoli, chcemy startować również w przysłym sezonie i promować tą wspaniała dyscyplinę sportu, a będziemy mogli to robić bardziej efektywnie i efektownie, jeżeli znajdziemy sponsora tytularnego na rok 2013. Tu prośba do wszyskich firm które chciały by reklamować się za pośrednictwem naszego team'u o kontakt z nami.

Kończąc chcę pogratulować super wyników i podziękować wszystkim zawodnikom z MTB www.sowasport.pl za świetny sezon i zaprosić Was a równocześnie zachęcić innych do utworzenia jeszcze lepszego i większego teamu MTB na rok 2013 .

Pozdrower


MTB Boguchwała 2012

Już w zeszłym roku, kiedy to po raz pierwszy uczestniczyłem w tej imprezie, byłem pozytywnie zaskoczony dobrą organizacją, dlatego wyścig ten na stałe wpisał się do mojego kalendarza startów.
Jeszcze dobrze nie ochłonąłem po ostatniej Niedzieli, a tu znowu rywalizacja, ale jakże inna od Skandii gdzie tłum rowerzystów w którym jednostka jest tylko kolejnym odciętym kuponem od zapłaconego startowego, a ludzie się nie znają, a na stadionie  w Mogielnicy świetny piknik rodzinny, orkiestra live, zabawy dla dzieci z wodzirejem, poza tym same znajome gęby – jedna wielka rowerowa rodzina – super …
Przed wyścigiem znowu nie wyspany, rano czułem się żle, ale fajna atmosfera panująca na stadionie przyćmiła złe samopoczucie i do rywalizacji wytartowałem całkiem wyluzowany.  Od początku  jechałem bardzo mocno i wszystko szło zgodnie z

planem – czyli pojechać wyścig na maxa – niestety gdzieś w połowie dystansu rozciąłem oponę i musiałem się zatrzymać na pare minut, żeby mleczko zakleiło dziurę, potem rozcięcie rozczelniło się jeszcze dwa razy. Na metę dojechałem dzięki pomocy Wojtka i Łukasza Szlachtów, którzy poczęstowali mnie nabojem – po dopompowaniu koła zostało do mety około 2 km, niestety z braku mleczka w oponie, przecięcie pozostało niezaklejone i na metę dojechałem na flaku przejeżdżając 42 km w czasie 1 h i 59 min spalajac 2500 ckal.
Pomimo problemów sprzętowych wyścig zaliczam do udanych głównie za sprawą bardzo dobrego oznaczenia trasy (podziękowania dla Marka Błażeja), fajnych nagród ( Fillbike, Hoffman Bike) i profesjonalnej ogranizacji całej imprezy – ekipa SST Lubcza odwaliła kawał dobrej roboty.

zp8497586rq

Skandia Maraton Rzeszów 9.09.2012

Na ten wyścig chciałem ważyć dwie cyfry, dlatego od 15 kwietnia, kiedy to ważyłem 121 kg zacząłem stopniowo jeździć coraz więcej na rowerze i tak w cztery i pół miesiąca przepedałowałem 6 tyś. km. co pozwoliło mi schudnąć 22 kg.

 

 

 

 

 

przed i po 6 tys km

Na tydzień przed wyścigiem stwierdziłem, że rama karbonowa Gianta jest dla mnie za miękka i nie przenosi mocy tak dobrze jak bym chciał, dlatego zdecydowałem się wrócić do super sztywnego Cube'a Reaction'a, ale żeby złożyć rower musiałem ją najpierw pospawać, ponieważ w zeszłym roku trochę ją połamałem przy zacisku pod siodełkiem. Po pospawaniu spawy elegancko  wypolerowałem i ramka wyglądała gites. Zdecydowałem się tez na na ryzykowny zakup opon 1,8 cala Aka Pluma firmy Geax ( udało mi się je kupić w sklepie Filipa Peliszko). Pojechałem na takim zestawie na czwartkowy trening i byłem mile zaskoczony trakcją opon po asfalcie i suchym terenie, no i w końcu czułem jak rama pięknie przenosi moc na koła - zero ugięcia ( może jak schudnę jeszcze z 10 kg to wrócę do karbonu ).
W piątek jeszcze raz dopieszczałem bika i o zgrozo zauważyłem pęknięcie w miejscu spawania. Nic to, postanowiłem zaryzykować i z ramą i z oponami z nadzieją że rama się nie rozleci, a opony podołają w terenie zapisałem się na listę startową wielkiej, profesjonalnej imprezy rowerowej jaką podobno miała być skandia mtb maraton ( wow ).
W Niedziele obudziłem się o 6 rano z bolącymi nogami i ciulowym samopoczuciem. Bez weny i wręcz od niechcenia zapakowałem auto i z Alicją i Kamilką pojechaliśmy do Rynku.
Na miejscu mnóstwo starych znajomych i nowych też plus atmosfera jaką tworzyła cała otoczka miejsca startu i mety spowodowały, że pierwszy raz w tym sezonie udzielił mi się dawno nie odczuwany stres przedstartowy - który bardzo pozytywnie wpływa na mnie w czasie wyścigu.
Kilka minut do startu stoje chyba w piątym sektorze, okazuje się że będziemy startować sektorami co minute. Nagle widzę Marka Błażeja który wycofuje się do tyłu informując nas że bedą kary za zły sektor, w ostatniej chwili ja, Bartek i Grzesiek uciekamy do 7 sektora w którym stoja zawodnicy którzy wcześniej nie jechali żadnego wyścigu z tej serii. We wcześniejszym sektorze widze m.in. Piekła, Larego, Łopatowego, Rav'a, Mikiego i resztę chłopaków. Pif Paf i wystartowali. Po minucie Pif Paf i my też ruszyliśmy. Jadę w czubie i "szok numer jeden" - widze, że skrzyżowanie przed mostem zamkowym w ogołe nie jest zabezpieczone przez policję, za sobą słysze pytania " czy na pewno jedziemy dobrze" " co jest grane, o co chodzi" - krzycze ze jedziemy napewno dobrze więc z grupą około 100 kolarzy przeciskamy się miedzy autami i lecimy dalej, na skrzyżowaniu za mostem zamkowym sytuacja się powtarza, na skrzyżowaniu z Rejtana to samo na szczescie trafiamy na zielone światło, w końcu na obwodnicy policja zamyka ruch, jedziemy dalej w strone Rocha i jest fajnie, pod góre widze na liczniku, że jade 95% HR max - więc odpuszczam i stabilizuje serducho. Na zpierwszy szutrowy podjazd wjeżdzamy z Wojtkiem Kwiatkiem i tak jedziemy az do końca zjazdu do Chmielnika gdzie Wojtek rościna oponę. Na podjeżdzie pod Borówki leży lużny tłuczeń i opony 1,8 tracą przyczepność. Jade na jednym bidonie, obliczyłem że powinien wystarczyć do pierwszego bufetu na Borówkch, zjazd lasem i pojazd asfaltem pod Borówki, którego nie lubię, w bidonie pusto - idealnie pomyślałem - zbliżając się do szczytu wyjąłem bidon z koszyka i przygotowałem go do zatankowania czegoś mokrego, hehe szkoda że nie widziałem własnej miny, kiedy to zobaczyłem ze obiecanego bufetu brak - "szok po raz drugi", fuck fuck fuck, trudno, zjazd do Chmielnika i długi podjazd na Magdalenke, na szczeście na początku podjazdu stoi Sylwia Kapusta i dopingując czestuje mnie wodą - dzieki Sylwia - juz bardziej spokojny bez fucków rzucanych w strone Cześka ( przecież to on firmuje swoim nazwiskiem te wyścigi) jadę dalej. Na zjazdach jade wolno bardzo uwazający by nie rozwalić opony, hmm jade wolno a i tak udaje mi się dojścc co jakis czas zawodnikow jadacych przede mną - hmm pewnie mają jeszcze ciensze gumy ode mnie i sa jeszcze ostrożniejsi niż ja. Na stromym podjezdzie w słocińskim lasku nie wiem jak to zrobilem, ale przeleciałem przez kiere i cały ufajdałem się w błocie - dobrze ze tego nikt nie widział. Na szczycie ząbek, dwa, trzy niżej blat i jazda, nagle słysze zajebisty doping, patrze i nie wierze - całkiem spora ekipa m.in. Miki, Piekieł, Mateusz Bieleń, Łopatowy i Larson drą się i krzyczą dodając mi 300 watt więcej w nogach - tak przyspieszyłem, że na petli autbusowej na górze odcięło mi prądy i prawie zemdlałem, po oprzytomnieniu myślę sobie - ja pierdziele o co chodzi co ci goscie tam robią - "szok po raz trzeci"- przecież Lary powinien teraz fetować zyciestwo na Rynku. No nic , jadąc dalej na samą myśl o podjeździe drugą stroną Matysówki robiło mi się niedobrze, no ale nie uczestnicze w tym maratonie po to żeby się lansować tylko po to żeby zdychać. Jadąc pod ten przedostatni podjazd mijałem ludzi z dystansu Mini (36 km), niektórzy rodzice kierując się chyba tylko swoimi chorymi ambicjami wzieli ze sobą 8, 10 letnie dzieci, które pod ten podjazd ledwo szły i płakały - świetna robota - wy najlepiej wiecie jak zachęcić swe pociechy do sportu - w przyszłości dzieciaki te na słowo sport bedą reagować odruchem wymiotnym - congratulations. Do mety po płaskim zaczęły łapać mnie skurcze, ale na szczęście jechałem z Marcinem Chrzanowskim, który bardzo mocno pracował i prawie jednocześnie zakończyliśmy rywalizację w tym dziwnym maratonie pełnym szokingów.
Ogólnie nie czułem mocy jaką chciałbym mieć i nie byłem z siebie zadowolony biorąc pod uwagę samopoczucie przed i podczas wyścigu. Przejechałem 55 km w 2 godz i 23 min co pochłonęło 3100 kcal.

Cały team stanął na wysokości zadania. Paweł Nowicki - nasz najlepszy zawodnik dzień wcześniej startował na Górskich Mistrzostwach Polski Amatorów na szosie gdzie zajął bardzo dobre 18 miejsce w kat. 18 - 29 lat, start ten kosztował go wiele sił, pomimo tego postanowił wystartować na skandi i to na dystansie Grand Fondo (ponad 80 km w terenie) i zajął świetne 6 m - gratulacje. Alicja rzutem na taśmę zajęła 2 miejsce na dystansie Mini, wygrywając z 3 zawodniczką jedynie parę sekund, szanse na wygranie dystansu straciła po defekcie napędu (zablokowany łancuch pomiedzy kasetą a ramą) oby w Sanoku obyło się bez problemów sprzętowych. Do zobaczenia w Mogielnicy na MTB Boguchwała Tour gdzie niestety nie wystartuje nasz kolega Filip Chmielarz, ponieważ na ostatnim treningu w tym tygodniu miał wywrotkę na zjeździe i złamał obojczyk - wracaj do zdrowia Filippoo.

Wyniki team'u

  • Alicja Muszyńska Sowa 2 m
  • Gosia Budzyńska 5 m
  • Paweł Nowicki 6 m
  • Grzegorz Rela 10 m
  • Michał Piórkowski 6 m
  • Filip Chmielarz 19 m
  • Bartek Tyrakowski 41 m
  • Grzegorz Sowa 8 m

 

 


Cyklokarpaty Komańcza 4.08.2012

Do Komańczy wybralismy sie  w sobote rano, tylko Gosia pojechała dzien wcześniej . Na miejsce przyjechalismy o 9:30, Super pogoda i zapach przeróżnych wypieków i potraw przygotowanych przez miejscowych organizatorów plus piękno otaczających gór – to wszystko zapowiadało wspaniały iwent.

Zapisy w biurze zawodów poszły bardzo sprawnie i już za chwilę byliśmy gotowi do rywalizacji.

Alicja, Michał i Filip wystartowali na dystansie Hobby, Gosia, Bartek i ja na Dystansie Mega.

Moje samopoczucie tego dnia było dobre pomimo nie przespanej nocy i chronicznego bólu w nogach

11 00 Go Go Go!!! Zaczęło się asfaltowym podjazdem za policją. Od początku jechało mi się dobrze, na najdłuższym podjeżdzie pod Chryszczatą dopadł mnie mały kryzysik i odpuściłem kilku osobową grupę w której jechałem, zabrakło mi też picia, ponieważ obliczyłem sobie że zatankuje na pierwszym bufecie, niestety bufet był ustawiony na zjezdzie i nie zatrzymałem się na nim. Na szczęscie jakoś dotarłem do drugiego bufetu gdzie zalałem bidony izotonikiem i pomknąłem w las. Stąd zaczął się teren jaki uwielbiam – krótkie strome hopki i zjazdyw tym jeden o długości kilkunastu kilometrów na którym dogoniłem grupkę która wczesniej mi uciekła. Do mety dojechałem szczęśliwy i spełniony, dzięki wspaniałej trasie i dobrej sportowej rywalizacji stwierdziłem - z reszta jak co rok – że to najlepszy maraton w całym cyklu, chociaż jak za rok w Koninkach dopisze ładna pogoda, to kto wie może właśnie Koninki wygraja w moim osobistym rankingu.

Przejechanie dystansu mega 50 km zajęło mi 2 godz i 50 min i poch łonęło 3800 kkalorii

Alicja wygrała dystans Hobby czym przypieczętowała wygraną w całym cyklu w kat. HK3

 

Wyniki team’u

  • Gosia Budzyńska 2 m
  • Alicja Muszyńska Sowa 1 m
  • Michał Piórkowski 7 m
  • Bartek Tyrakowski 36 m
  • Paweł Nowicki 9 m
  • Grzegorz Sowa 13 m

Do klasyfikacji drużynowej punktowali:

  • Paweł Nowicki 346 p
  • Grzegorz Sowa 335 p
  • Bartek Tyrakowski 282 p
  • Gosia Budzyńska 262 p

Cyklokarpaty Koninki 21.07.2012

Koninki to wieś położona na obrzeżach Gorczańskiego Parku Narodowego w której jest wyciąg narciarski i jakieś wieksze górki po których będziemy sobie jeżdzić w Sobotę na dystansie 50 km i 2100 m przewyższenia. Tyle wiedziałem przed piątkowym wyjazdem.

Na maraton wybraliśmy się w czwórkę z Pawłem, Grześkiem i Alicją. Podróż minęła nam szybko w dobrej jajcarskiej atmosferze.

Po przyjeździe i zalogowaniu się hotelu Górski Raj stwierdziłem że okoliczności przyrody w których mamy spędzić ten weekend są cudne.

W Sobotę rano było pochmurno, mglisto i mokro, ale nie padało. Z nadzieją na lepszą pogodę pojechaliśmy zapisać się do biura zawodów. Niestety na godzinę przed startem zaczął padać deszcz.

Ludzi na starcie nie było tak dużo jak na innych edycjach.

11:00 start, najpierw w dół później selekcja pod pierwszy ostrzejszy podjazd. Początek po asfalcie co pozwoliło każdemu znaleźć swoje miejsce w szeregu. Po 15 kilometrach zaczęło mi się kręcić naprawdę dobrze, choć ciężko było wbić się powyżej 165hr. Koło 20 kilometra po wjechaniu w głęboką kałużę uderzyłem w kamień  i rozciąłem tylną oponę na tyle, że mleczko nie dało rady zakleić dziury. Chwile jechałem na flaku potem dopompowałem wydawało się że wszystko OK. ale po kilkuset metrach powietrze znowu zaczęło uciekać. Znowu próba napełnienia koła dętką w sprayu, jazda i nic z tego trzeba założyć dętkę, którą dostaję od Pawła z Bikeholiców. Zmiana dętki to banał, ale gdy masz zwykłą obręcz i włożoną opaskę z wentylkiem problemem jest jego usunięcie i włożenie go do obręczy pod uszczelnienie tak aby nie uszkodził dętki którą założysz, a opaska uszczelniająca została na swoim miejscu i zasłaniała otwory w obręczy. Po dłuższej zabawie udało się napompować koło i jechać dalej. Niestety dużo osób mnie wyprzedziło i od nowa musiałem wkręcać się na obroty. Gdy już zaczęło mi się fajnie jechać koło 30 km na stromym zjezdzie znowu dobiłem obręcz i guma…. Tym razem Rafał Kopeć pożyczył dętke, bez chwili zastanowienia zmieniłem, nie trwało to wiecej niż 4 min. Na 40 km troche się zdziwiłem, jak zobaczyłem że z obiecywanych 2100 m przewyższenia przede mną jeszcze 700 m w pionie a do przejechania 11 km, będzie stromo pomyślałem. W oddali zobaczyłem krzyż, wydawało mi się ze z każdym przejechanym metrem zamiast się do niego zbliżać ten zdawał się stać w miejscu, na pewnym odcinku nachylenie dochodziło do 28 %, po dłuższej wspinaczce za skrętem w lewo mijam tenże krzyż, od tego miejsca do mety już blisko – Bogu dzięki. Mimo bardzo ciężkich warunków i dwóch gum ostatni asfaltowy podjazd do mety pokonałem w dobrym humorze.

Na trasie liczącej 56 km i 1800m przew. spedziłem 4 godz. i 15 min. spalając prawie 4500 Kcal.

To były prawdziwe góry na których trzeba było wykazać się kondycją odwagą i determinacją.

Dla mnie wystarczyło parę dobrych technicznych stromych, jak i szybkich zjazdów aby maraton zaliczyć do udanych.

Reszta ekipy pojechała także na maxa i biorąc pod uwagę trasę która była perfekcyjnie oznaczona, emocje podczas wyścigu, hotel Górski Raj (świetna miejscówka na spanie i nie tylko – przemiła obsługa – pozdrowienia dla P. Karoliny) wszyscy zgodnie stwierdziliśmy ze wyjazd był super i że wrócimy tu jeszcze nie raz.

Wyniki naszego team'u

  • Alicja Muszyńska Sowa 1 m
  • Bartek Tyrakowski 22 m
  • Grzegorz Sowa 12 m

 


Cyklokarpaty Pruchnik 1.07.12

Pierwszy dzień Lipca zapowiadał się bardzo dobrze, sobotnia prognoza pogody zapowiada piękną słoneczną Niedzielę.
Po zapakowaniu sprzętu ruszyliśmy do Pruchnika, gdzie organizacja zawodów zawsze jest na najwyższym poziomie.
Na miejscu znajome twarze, wymiana zdań na przywitanie i jestem pewien, że dzisiejsze pedałowanie w 40  stopniowym upale nie będzie przejażdżką wzdłuż Wisłoka.
11:00 startujemy, Początek jedzie mi się ciężko (jak zawsze), Kwaki, Bartek i paru innych znajomych jadą mocno do przodu - mysle sobie - ale jestem słaby.
Tego dnia oprócz spiekoty lejącej się prosto z nieba, niemałym problemem były muchy i bąki które tnąc po całym ciele wybijały mnie z rytmu - to wszystko sprawiało ze na podjazdach kląłęm przeokropnie.
W pewnym momencie troche się zdziwiłem, na jednym ze zjazdów zobaczyłem ze przed stromszą sekcją stoi Darek, usłyszałem "dawaj Kami" , Laluś zrobił mi miejsce i pomknąłem w dół, jak się okazało, tego dnia Darowi odcięło wszystkie prądy. Jadąc dalej, z uporem maniaka powtarzałem sobie że dam rade, tylko odgłosy karetek co jakiś czas napawały mnie lękiem o moją Alę i resztę ekipy.
Na ostatnim stromym podjezdzie wyprzedzili mnie ratownicy na quadzie, jak się potem okazało udzielali pomocy Sylwi, koleżance z Hoffman bike. Przez resztę dystansu myślałem o tych wszystkich jęczących karetkach i o ludziach którzy pomdleli, mając nadzieje że nic poważnego nikomu się nie stało.
Po tym podjeździe zostało tylko w dół do mety. Podjazd ( raczej podejście) zwany Golgotą był bardzo cięzki, ale po nim został niby lajtowy zjazd po polnej drodze - nic bardziej mylnego, moim zdaniem to jeden z najniebezpieczniejszych zjazdów w całym cyklu - dlaczego ? - bo jest bardzo niepozorny, wydaje się że, możesz tam lecieć bez dotykania klamek hamulców - nie nie nie nie rób tego - w zeszłym roku walnąłem tu 3 ostre gleby po których ledwie się pozbierałem, szczególnie po 3 ostatniej kiedy to po wstaniu z błota i otrzepaniu się nie mogłem zlokalizować mojego bika, he zgubiłem rower pomyślałem - okazało się że podczas upadku wykatapultowało gogdzieś 7 metrów w bok w wysokie zboże - nigdy wczesniej nie zdarzyło mi sie zgubić roweru podczas jazdy na nim. Mając na uwadze zeszłoroczną przygodę, jechałem na 100% koncentracji i szacunku do polnej dróżki. Bez zagubienia roweru cały dotarłem do mety z czasem 2:44:56.
Kolarstwo górskie to sport który trzeba naprawdę kochać, żeby po takim maratonie mieć ochote znowu pojechać w teren.

wyniki naszego team'u

  • Gosia Budzyńska 2m
  • Ala Muszyńska Sowa 1m
  • Michał Piórkowski 2m
  • Paweł Nowicki 13m
  • Grzegorz Rela 15m
  • Grezgorz Sowa 12m

w klasyfikacji drużnowej zajęliśmy 13 miejsce z 1107 punktami, a punktowali;

  • Paweł Nowicki 332 p
  • Grzegorz Sowa 298 p
  • Grzegorz Rela 243 p
  • Gosia Budzyńska 234 p