Cyklokarpaty Pruchnik 6.07.2014

W niedzielę 6 lipca uczestniczylismy w XIV Zlocie Rowerowym im. Gen. Marka Papały w Pruchniku gdzie jak co roku idealnie przygotowana impreza cieszyła wszystkich amatorów rywalizujących na rowerach górskich.

Wybraliśmy sie na ten maraton liczną ekipą oczekując na dobrą zabawę i odrobinę rywalizacji na, jak się potem okazało bardzo wyczerpującej trasie. Nasz sponsor weron.pl udostępnił nam namiot  pod którym mogliśmy się schować przed pruchnickim słońcem przed jak i po wyścigu, można było także zakupić u nas suplementy Peeroton takie jak żele energetyczne, batony białkowe, bidony itp ( www.sportrecovery.pl ). Z mojej perspektywy cały dzień wyglądał dośc pracowicie i troche nerwowo, obsługa stoiska plus przygotowanie się do wyścigu szło w parze do momentu kiedy kręcąc się obok stoiska i samochodu 15 min przed startem nagle usłyszałem syczenie powietrza z mojego tylnego koła. Okazało się że kolo nagrzało sie na tyle ze ciśnienie rozszczelniło oponę, nerwówa bo trzeba dętkę włożyć a ja nie byłem jeszcze w toalecie ( każdy kto startuje wie jak ważnym elementem rytuału przedstartowego jest posiedzenie ). 1 min do startu a ja ustawiam sie w sektorze. 11:00 piff pafff i ruszamy, dystans mega na 41 km 1270 m przew. i giga na 70 km i 2200 m przew. ( na tym najdłuższym i najtrudniejszym dystansie jedynym reprezentantem naszego teamu był Zbyszek Gorczyca ). Początek jest po asfalcie pod górę, więc cały peleton rozciąga się, ja niestety nie mam wystarczająco mocy aby dospawać do pierwszej dużej grupy, co okazuje się błędem który mści się na pierwszym krętym wąskim singlu w lesie, gdzie nudzę sie bo nie da się nikogo wyprzedzić i gdybym miał ze sobą szydełko to bym cos wydziergał podczas jazdy. Trasa ogólnie prawie cała do przejechania pomimo dużej ilości kałuż i błota, non stop kontrolowanie poślizgów i wybieranie odpowiedniej ścieżki, mega ciężko, koncentracja  i interwał za interwałem, rozkojarzenie i lecisz na łeb prosto w bajoro. Czuję, że jedzie mi się dobrze,  i jazda mnie cieszy, niestety w drugiej połowie dystansu łańcuch staje się zupełnie suchy i na podjazdach nie mogę używać małego blatu a pod koniec łańcuch zaciąga także na środkowej zębatce, cały podjazd w lesie poprzedzający „golgote” musze pchać rower i dużo cennych sekund tracę, dojeżdżając do golgoty widzę ze w połowie podjazdu jest kolega z Tarnowa który jeździ w mojej kategorii, nie byłem pewien na której pozycji jestem, a w głowie zaświtała myśl „może powalczę o np. 6 miejsce” i cały podjazd postanowiłem podbiec pod koniec przed wypłszczeniem wyprzedam Krzyśka dobijając moje tetno do 180, na zjazd wbijam się przed nim. Na metę wpadam na 6 placu w kategorii M3 i 18 Open pokonując 41 km w 2:18.

Bardzo dobrze poradziła sobie Alicja wygrywając swoją kategorie HK 3, Michał Piórkowski zajął 2 miejsce w M1, Najwiecej punktów dla teamu zdobył Benek pokonując dystans Giga.

Wyniki Teamu

  • Marek Gorczyca - 6m, 494p
  • Grzegorz Sowa - 5m, 349p
  • Michał Piórkowski - 2m,338p
  • Andrzej Miłek – 5m, 332p
  • Filip Chmielarz - 5m, 315p
  • Bartek Tyrakowski - 28m, 287p
  • Maciej Dudek - 8m, 275p
  • Paweł Cywiński – 47m, 267p
  • Miłosz Winnicki – 9m, 250p
  • Alicja Muszyńska Sowa  - 1m, 159 p
  • drużynowo zajęliśmy 9 m

Cyklokarpaty Polańczyk 22.06.2014

Po świetnym maratonie w Strzyżowie przyszedł czas na Polańczyk, niestety ze względów organizacyjnych nie wystartowałem czego bardzo żałuje, za to Zbyszek Gorczyca który jako jedyny z SOWASPORT.PL będzie startował w tym sezonie na wymagającym dystansie Giga podzielił się z nami wrażeniami z Polańczyka:

Start w Polańczyku w tym roku uważam za dość udany, tym bardziej, że zadebiutowałem tutaj na dystansie GIGA. Całą zimę zmagałem się z tym wyzwaniem, męska rozmowa z Kamikaze, koszulka SOWASPORT.PL i ... dystans GIGA, ... a co tam. W Polańczyku trasa jak dla mnie była raczej spoko. Była lekka korekta w stosunku do ubiegłego roku, aczkolwiek mogło by być mniej asfaltów, w końcu to wyścig MTB. Start z sektora 2-go bez specjalnych potknięć. Dystans GIGA, który miał mieć ok. 72 km, zacząłem dosyć spokojnie i z kilometra na kilometr się rozkręcałem. Do 30 km jechało mi się spoko, podłączyłem się do grupy zawodników z dystansu MEGA, współpraca układała sie nam bardzo dobrze, tempo było zadowalające. Wydarzył sie jednak jeden drobny incydent z kolesiem, który przez dłuższy czas usilnie blokował trasę na dłuższym podjeździe, bodajże po drugim potoczku, cyt. "ja też jadę w tym wyścigu" a prawda była taka, że on pchał rower pod górę a reszta próbowała go bezskutecznie wyminąć. Za takie zagrywki powinni dawać karne minuty albo dyskwalifikować kolesi. Ok. 30-go km po zjeździe na pętlę GIGA zaczął się koszmar. Nie dość, że zjechałem zupełnie sam (frekwencja zawodników na GIGA nie była imponująca a czołówka dawno mi odjechała) to ponad połowa łącznika pętli to okropne dziury w asfalcie, co mnie zupełnie wybiło z rytmu, ale jakoś zmęczyłem. Potem powtórka przejechanego już odcinka i kierunek meta. Mając na uwadze, że to mój debiut na tak długim dystansie jechałem dosyć zachowawczo. Po przekroczeniu linii mety okazało się jednak że nie byłem aż tak bardzo ujechany jak pozostali i trochę żałowałem, że nie przejechałem ostatnich 40 km szybciej (tętno z wyścigu: max-174, śr.-148). Moim celem było jednak przejechanie dystansu i zmieszczenie się w czasie 4-ch godzin. Miłym zaskoczeniem dla mnie jak i dla moich kolegów z SOWASPORT.PL okazało się zajęcie 6-go miejsca w kategorii GM4 (68 km i 1780m w pionie) z czasem 3h36min. Podziekowania dla Kamikadzego za cenne wskazówki, które pomogły mi w uzyskaniu takiego wyniku, aczkolwiek po przejechaniu linii mety team menager stwierdził, że wyglądałem na za mało zmęczonego, wiec next time zaoram się na zero. Pozdrawiam

Wyniki Teamu


Cyklokarpaty Strzyżów 8.06.2014

W niedziele 8 czerwca nasza ekipa zaliczyła maraton z serii Cyklokarpaty.pl organizowany przez Strzyżow MTB Team. Jak zawsze strzyżowski maraton dopięty na ostatni guzik plus bardzo wymagajaca trasa z technicznymi singlami w dół i w góre plasuje ten event wśród najbardziej oczekiwanych w całym sezonie. Po ostatnim maratonie w Przemyślu, który odbywał się w bardzo niesprzyjających warunkach atmosferycznych, wszyscy byli szczęsliwi ze w końcu jest słoneczko i 30 st. C.

Dzień przed wyścigiem udało mi sie złożyć rower na ramie Peak i byłem bardzo ciekawy jak nowa furmanka spisze się podczas pokonywania tej wymagajacej trasy. Przed startem troche siepie mnie nerwami, ale wiem ze mam że sobą żele Peeroton i bidony z Peeroton Mineral & Vitamin Drink ( www.sportrecovery.pl ) i mogę być spokojny o dostaczenie mojemu organizmowi energii podczas wyścigu. 11:00 bang bang i ruszyliśmy. Początek jade zachowawczo ale widze że cały dziób peletonu jest za szybki dla mnie, więc jade swoje kontrolując tętno które ładnie wbija sie na wysokie obroty - co oznacza że serducho wypoczęte i może być fajnie. Po drugim podjeżdzie zjazd asfaltem i nie wiem czy tam, ale po wyścigu sprawdziłem , że moja Vmax było 105 - możliwe? czy mi licznik zwariował. Ogólnie do 40 km jechało mi sie rewelacyjnie, dopiero od 41 km zaczęło mnie przyduszać, aby w końcu zaliczyć zgona, Michał Piórkowski i Andrzej Miłek wyprzedzili mnie jak furmanke z gnojem, wlekłem się tak ze 3 km, po czym puściło i zacząłem znowu mieć fun z jazdy. Niestety na 51 km na ostatnim podjezdzie dopadły mnie skurcze obu nóg, musiałem zejśc z rowerka i próbując naśladować robostajl , na tym podejsciu wyprzedziło mnie 15 osób, nie przejmowałem się tym - chciałem tylko jednego - 'przeżyć'. Na metę wpadłem 45 open i 15 w kategorii, przejechałem 54 km w 3:01. Można śmiało powiedzieć, że jestem jeszcze nie wycieniowany czyli potocznie mówiąc -GRUBY- 95 kg, za 30 dni będzie 89 kg i jazda aż miło. A jeżeli chodzi o Peak'a 29 - szczególne wrażenie rower zrobil na mnie na podjazdach - jechał jak po sznurku - zero bujania i walczenia z utrzymaniem równowagi, na zjazdach w pełni kontrolowalny - na szutrach udawało mi sie pokonywać zakrety na poślizgu obu kół na raz - lekka kontra i rowerek jedzie gdzie chce - super.

Bardzo dobrze pojechała Alicja zajmując 2 miejsce w kat HK3, świetnie rozłożył siły Michał Piókowski zajmując 4 miejsce w MM1, oraz Filip Chmielarz zajmując 5 plac w MM1, Andrzej Miłek także pojechał rewelacyjnie co pozwoliło mu zająć 5 miejsce w MM4. Pecha miał Marek Jakubowski, złapał dwa kapcie ale mimo wszystko dojechał do mety na 13 miejscu w MM1

wyniki Temu:

  • Michał Piórkowski - 4 MM1, 350 pkt
  • Filip Chmielarz - 5 MM1, 348 pkt
  • Andrzej Miłek - 5 MM4, 342 pkt
  • Grzegorz Sowa - 15 MM3, 337 pkt
  • Paweł Kosiorowski - 10 MM4, 325 pkt
  • Bartek Tyrakowski - 32 MM3, 299 pkt
  • Paweł Cywiński - 52 MM3, 270 pkt
  • Marek Jakubowski - 13 MM1, 233 pkt
  • Alicja Muszyńska Sowa - 2 HK3 134 pkt

 

 

 

 


Cyklokarpaty, Przemyśl 03.05.2014

3 Maja w sobotę nasza ekipa wystartowała w Maratonie Twierdza Przemyśl zaliczanym do Ligi Cyklokarpaty.pl. Prognozy pogody nie nastrajały  optymistycznie, ale tego jak bardzo pogoda miała dać się we znaki zawodnikom nie przewidział nikt. Rano było całkiem fajnie, chłodno, ale nie padało i o godzinie 11 wystartowaliśmy na dystans Mega 50 km. Na początku było szybko bo z górki i po płaskim. Na 4 km na dziurze podbija mi koło i spada mi łańcuch z suportu, nie widząc tego obracam pedałami i łańcuch zawija się z tyłu na przerzutce, zatrzymuję się i szybko zakładam łańcuch na swoje miejsce ale przy próbie jazdy okazuje się ze napęd przeskakuje, po ponownym przyjrzeniu się widzę, że łańcuch zgiął się spiralnie co uniemożliwia jazdę. Niestety nie jeżdżę z wielkim plecakiem jak Maciek i kombinerek par dwóch brak, rękoma próbuje wyprostować  nie wiem jak, ale udało mi się naprawić usterkę. Po 5 minutach zaczynam jazdę na nowo, z tą tylko różnicą że startowałem z pierwszego sektora a teraz mam przed sobą wszystkich uczestników tego maratonu, zaczynam wyprzedzać, pod górę jest ok, niestety w dół, zawodnicy z dalszych miejsc  blokują mnie i nie mogę pojechać sobie tak jak lubię, czyli szybko, na jednym z odcinków próbuję jednak polecieć  szybciej i ominąć parę osób skacząc do wąwozu który łączy się z trasą, niestety za mała prędkość  a rów za nisko i owszem lecę, ale niestety przez kierownicę, szybko się zbieram i dalej jestem w tym samym miejscu. W końcu coraz ciężej jest mi wyprzedzać pod górę, czuje się ujechany i znajduje swoje miejsce w szeregu. W połowie dystansu zaczyna padać i temperatura z 17*C spada na 5, i widać że ludzie cierpią, niektórzy jadą w krótkich spodenkach i koszulkach, na szczęście ubrałem długie ocieplane spodnie i jest ok, przy takiej temperaturze oprócz ubioru bardzo duże znaczenie ma dostarczenie organizmowi węglowodanów w szybko przyswajalnej formie, ja korzystam z innowacyjnego trójfazowego modelu uzupełniania węglowodanów firmy PEEROTON (www.weron.pl) . Na ostatnim podjeździe wyprzedzam Alicje i pytam czy wszystko w porządku, coś odpowiedziała, ale nie dosłyszałem, jadąc dalej mijam Kamilę. Na metę przyjeżdżam 32 w kategorii M3 i 83 Mega open. Za linią mety widzę ludzi z sinymi wargami trzęsących się jak galareta, między nimi Filip wyglądający jakby tańczył Makarene (jak stwierdził Bartek Tyrakowski) po 15 min dostrzegam Alicje zbliżającą się do linii mety biegnąc obok niej widzę ze jest z nią źle, szybko do karetki – diagnoza – hipotermia, na szczęście kończy się dobrze, Ala w ciepłym busie dochodzi do siebie.

Cała ekipa SOWASPORT.PL  dojechała do mety z większymi lub mniejszymi przygodami. Najlepiej spisał się Filip Chmielarz, który w zeszłym roku  na tym samym maratonie uciułał 260 pkt. tym razem przyjechał 33 open i 8 w M1 zdobywając 352 pkt – Filip zrobił bardzo duży progres  - brawo. Alicja mimo problemów zdobyła 3 miejsce w HK3. Bardzo dobrze pojechali także nasi nowi  teamowi koledzy; Maciek Dudek i Marek Jakubowski.

Wyniki Teamu :

  • Filip Chmielarz - 8m, 352pkt
  • Andrzej Miłek – 5m, 339pkt
  • Grzegorz Sowa – 32m, 321pkt
  • Marek Jakubowski – 11m, 310pkt
  • Paweł Kosiorowski – 13m, 301pkt
  • Maciej Dudek – 13m, 293pkt
  • Bartek Tyrakowski – 50m, 292pkt
  • Grzegorz Siteń – 17m, 286pkt
  • Paweł Cywiński – 74m, 267pkt
  • Kamila Sowa – 5m, 122pkt
  • Alicja Muszyńska Sowa – 3m, 115pkt

Drużynowo zajęliśmy 11 miejsce

 


MTB Boguchwała 2013

„MTB Boguchwała” drugi raz zagościł w naszym kalendarzu startów. Jest to jedna z tych lokalnych imprez na które czasem bardziej warto przyjechać niż na wielkie rozdmuchane masowe wydarzenia. Rywalizacja ma wiele twarzy. Ja tym razem na 4 dni przed zawodami zacząłem walczyć z przeziębieniem , w Sobotę miałem nadzieje, ze w Niedziele obudzę się w pełni sił, niestety tak nie było, dopiero na miejscu miałem zdecydować czy wystartuję czy nie. Po przyjeździe do Niechobrza i przywitaniu się ze znajomymi poszliśmy do biura gdzie zapisałem się na dystans „Senior”. Było dość chłodno i ze względu na mój stan ubrałem się troche cieplej niż zwykle na takie warunki. Na starcie po konsultacji z Larsonem (gość jest alfa i omega ;-) ) na 2 minuty przed startem rozbierałem się i ubierałem na nowo tym razem troszkę lżej. Przez pierwsze kilometry po starcie udało mi się utrzymać w pierwszej 10 osobowej grupie, niestety pod szutrowy długi podjazd poczułem ból w klatce piersiowej i musiałem odpuścić . Do 25 kilometra jechało mi się bardzo ciężko, dopiero po podbiegnięciu wyciągu (podobno ktoś tam podjechał – wiecie może kto?) mój organizm się rozkręcił i zacząłem mieć fun z jazdy, niestety przewaga zawodników przede mną była tak duża, że do samej mety nie udało mi się nikogo dogonić, a wpadając na stadion myślałem że pomyliłem dystanse i za szybko kończę te zawody, ale jak się okazało wszystko było gites, a 38 kilometrowy wyścig w moim wykonaniu trwał 1:42:44, zająłem 10 miejsce open i 2 w kategori M3. Alicja startowała na tym samym dystansie niestety podczas wyścigu złapała patyk w przerzutkę po czym zakleszczyło łańcuch między szprychami a kasetą, przez co straciła parę minut i na mecie zameldowała sie dopiero trzecia w swojej kategorii. Gratulacje dla Krysi Miłek za zajęcie pierwszego miejsca w kategorii K4 - bravo brava bravissimo.
Pomimo pochmurnej pogody, niskiej temperatury i przeziębienia byliśmy bardzo zadowoleni po tej imprezie; po pierwsze primo zero problemów w biurze zawodów, wszystko sprawnie i szybko, po drugie primo bardzo fajne tereny i świetnie poprowadzona trasa (Podziękowania dla Marka Błażeja), po trzecie primo dobrze oznaczona, po czwarte primo dla wszystkich miejsc na pudle nagrody w kopertach czyli cash babe cash, i po piąte, na koniec losowanie nagród rzeczowych, w tym dwóch rowerów (od Filbike i Hoffmanbike) wśród wszystkich startujących.

Place teamu

  • Krystyna Miłek 1m
  • Andrzej Miłek 2m
  • Grzegorz Sowa 2m
  • Alicja Muszyńska Sowa 3m
  • Paweł Kosiorowski 4m
  • Grzegorz Siteń 5m

 


Jasło - Finał Cyklokarpaty 2013

Maraton w Jaśle zawsze kojarzył mi się z dobrze przygotowaną imprezą świetnie oznaczoną trasą która niestety zawsze była nudna, zero technicznych odcinków – które powinny być nieodłączną częścią kolarstwa górskiego. Bardzo ucieszyła mnie wiadomość od Gryszu, który oznajmił mi, że trasa w tym roku będzie zmieniona i zawiera dużo fajnych odcinków. Pełen nadziei na fajne ściganie ruszyliśmy na Jasło.

Na miejscu byliśmy o 9, piękna pogoda nastrajała pozytywnie. 11:00 start, najpierw runda po mieście, fajna rozgrzewka i zaczyna się ściganie, początek świetny, jadąc torem frirajdowym jarałem się każdą hopką i bandą. Jechałem szybko i walczyłem z podjazdami, na jednym ze zjazdów wpadłem w koleine po czym podbiło mi tylne koło, na tyle wysoko ze na przednim przejechałem z 5 metrów, ale na szczeście na tyle nisko, że nie poleciałem przez kiere. Noga podawała aż do 45 km. Na płaskim odcinku doszedł mnie Wojti Kwiatek, wiozłem się za nim ile tylko mogłem, na jednym z podjazdów tak mocno depnął, że ja tylko krzyknąłem z bólu i odpadłem, od tego momentu czułem, że słabne i zaczyna brakować energii i musze włączyć tryb awaryjny, na tym trybie dotoczyłem się do lini mety z czasem 2:54:39 zajmując 11 miejsce open i 3 w kategorii M3.

W Jasielskim Finale wystartowało 7 osób z naszego teamu. Alicja zajęła 2 miejsce w kategorii HK3 z czasem 1:25:34, w generalce niestety nie została sklasyfikowana ponieważ z wymaganych 6 startów miała zaliczone 5. Krysia Miłek coraz bardziej się rozkręca i zajęła 4 miejsce w kat. HK3 z czasem 1:28:49, niestety także nie została sklasyfikowana w generalce, ponieważ jeździ w maratonach dopiero od 2 miesięcy. Grzegorz Siteń zajął 7 miejsce z czasem 3:31:22 – w generalce nie został sklasyfikowany.

Pozostałe miejsca team’u;        Jasło - czas,       generalka - pkt

  • - Michał Piórkowski;                 8m – 3:06:03,     8m – 2072
  • - Filip Chmielarz;                      10m –3:09:12,     11m – 1947
  • - Rafał Szyszko;                          18m –4:00:08,     15m – 1838
  • - Grzegorz Sowa;                          3m – 2:54:49,       4 m - 2146

W Jaśle nie startowali; Bartek Tyrakowski w klasyfikacji generalnej 27m – 1847 pkt, Paweł Kosiorowski zrobił największy skok kondycyjny z sezonu 2012 i w tym roku zajął 7m - 2127 pkt. I nasz najlepszy zawodnik w kategorii wiekowej 40 – 50 lat na dystansie Mega – Andrzej Miłek wygrał tą kategorię zdobywając 2356 pkt - gratulacje

 


Cyklokarpaty Wierchomla 2013

Do Wierchomli chciałem wybrać się już w czwartek, niestety wyjazd opóźnił się i razem z Kamilem, Bartkiem, Michasią i Filipem dotarliśmy na miejsce w sobotę przed południem. Chłopaki wystartowali w zawodach o puchar AZS, trasa okrążenia była wyznaczona na stoku narciarskim - zero zalesionego terenu - temp w sloncu 40 st - masakra.

W Sobote nareszcie mogłem odpocząć i pospać dłużej w niedziele, ponieważ spalismy 500 m od startu. Niestety budzik w telefonie jednego z kolegow ustawiony był na godz 6, osobiście żałuje ze jego tel nie leżał gdzieś koło mnie bo na pewno polecial by przez okno. Podrzemałem jeszcze ze 2 godzinki i zmięty zacząłem przygotowywać się do maratonu, samopoczucie średnie. W sektorze już podczas odliczania zaczęło mnie boleć oko, okazało się ze zawinęło mi się szkło kontaktowe i musiałem usunąć je z oka już jadąc, jeszcze nigdy nie jechałem z jednym szkłem, troche utrudniało mi to szybką jazde w dół, ale za nim zacząłem zjeżdżać, trzeba było jadąc 6 km non stop w górę wydrapać się na pierwszy szczyt, troche w dół i znowu podjazd na szczęście krótki, na szczycie minąłem Larego, który coś kombinował przy swoim rowerku, w końcu zjazd na którym jechało mi się dość szybko do momentu w którym usłyszałem uderzenie a raczej dupnięcie tylnej obręczy o duży kamień, powoli z tyłu zaczęło robić się miękko ale cały zjazd zjechałem i zacząłem podjeżdżać asfalt modląc się ze kogoś dojde kto ma pompkę – moją zwiało z rowerka podczas podróży autem na maraton – na szczęcie stał koleś który kibicował i miał ze sobą sprzęt. Po obejrzeniu opony i zlokalizowaniu przecięcia wiadomo było ze mleko nie da rady zakleić, włożyłem dętkę i po 5 minutach ruszyłem dalej. Dużo osób mnie wyprzedziło, pauza trwała dokładnie 5 min, wziąłem się za ostre odrabianie straconego czasu, na zjazdach w niektórych momentach wydawało mi się ze ludzie których wyprzedzam po prostu stoją w miejscu, mega koncentracja podczas zjazdów męczyła plus podjazdy kręcone na maxa dały się odczuć - na mecie prawie zemdlałem ze zmęczenia – wyjechałem się na zero gdyby był jeszcze z kilometr pod gore to nie ukończył bym zawodów. Dystans Mega 42 km, przejechałem w 2:23

Reszta teamu pojechała super. Andrzej Miłek zajął 2 miejsce w M4 na dystansie Mega, świetny wyścig na nowo złożonym sprzecie na ramie Kross B9 zaliczył Filip Chmielarz zająjmując 4 miejsce w kategori M1 na dystansie Mega. Alicja wystartowała na dystansie Hobby i po emocjonującym ściganiu m.in. z Iwoną Guzowską wygrała kategorie HK3

Z braku czasu opis maratonu w Wierchomli zamieszczam dopiero teraz i przy okazji chciałbym przestrzec bikerów w związku z wydarzeniem na jednym z ostatnich treningów. Przy prędkości 73 km/h na asfalcie Filipowi wybuchła opona w przednim kole co skończyło się licznymi szlifami i obtarciami na szczęćcie obyło się bez złamań. Po obejrzeniu koła ( obrecz ztr crest) i opony rocket ron założonej wcześniej na mleczku okazało się ze opona po prostu wystrzeliła z rantu obręczy, który w Crest-ach jest bardzo niski, w połaczeniu z oponą nieprzystosowaną pod UST stworzyło dosłownie wybuchową mieszankę, dupnięcie było tak duże ze aż ludzie z pobliskich domów się zlecieli. Do zobaczenia w Jaśle

Wyniki team'u

  • Alicja Muszyńska-Sowa 1m
  • Andrzej Miłek 2m
  • Filip Chmielarz 4m
  • Grzegorz Sowa 6m
  • Michał Piórkowski 7m
  • Krystyna Miłek 8m

 

 

 

 


Tropami Żbików - Komańcza 2013

Na imprezę w Komańczy nastawiałem się pozytywnie od początku sezonu. Własnie z myślą o  niej – trenowałem, zdrowo sie odżywiałem i chudłem w oczach. Dzieki Darkowi Mirosławowi i Marcinowi Piecuchowi z Vimar Eska Team od 12 do 20 lipca miałem możliwość obejrzenia od środka super etapówki  – Craft Bike TransAlp i pomagając chłopakom, pojeździłem troszke po Alpach i Dolomitach co bardzo dobrze wpłynęło na moją kondycje psychofizyczną. Chcąc czuć sie w miarę wypoczęty na sobotni wyścig, postanowiłem w czwartek i piątek zażyć rozkoszy cielesnych związanych z masażem kończyn dolnych. Dopomógł mi w tym Darek Maciąg, który wie jak pozbyć się laktatu z obolałych mięśni. W sobotę rano czułem się very meny gód, po zapakowaniu żółtej strzały, z cała rodziną obraliśmy kierunek na Komańcze. Na miejscu super atmosfera, tłum znajomych twarzy i wspaniała pogoda. Po ustawieniu sie w 1 sektorze coraz bardziej udzielała mi sie przed startowa gorączka. Na kilka minut przed 11:30 moja sigma pokazywała puls 120, idealnie wypoczęte serducho wkręca sie samo na obroty,  i juz mamy lecieć na góreczki, ale spiker ogłasza opóźnienie startu, po chwili puls 80, no ale w końcu piff paff i jazda. Na początku powoli za policją, co chwile spinka bo chłopaki nerwowo naciskają hamulec i trzeba uważać, jadę w pierwszej grupie, tetno pod pierwsza górke 178 a maxa mam 184, ale udaje mi się wytrzymać  i nie spadam w dół. Po jakimś czasie jade z chłopakami do których jeszcze 2 miesiące temu traciłem po 20 min, wśród nich Kania który odrobinę hamował mnie na zjazdach, i tak rewelacyjnie jechało mi sie do około 25 km. Na zjeździe w lesie (dokładnie w tym samym miejscu gdzie przebił opone Mateusz Bieleń) na którym było trochę kamieni, których nie dostrzegłem rościąłem przednia oponę, dostałem mleczkiem po twarzy i po chwili zakleiło oponę ale dużo ciśnienia uciekło i musiałem bardzo zwolnic na zjazdach. Po parunastu minutach postanowiłem dopompować było to 5 km przed metą ( w tym momencie wyprzedziło mnie pare osób m.in. Wojti i Dziadek), po dopompowaniu dosłownie tylko przez minutę opona wytrzymała, potem zaczęło coraz bardziej mną miotać na zjeździe, aż zdarło mi ja na zakręcie, wiec na 3 km do mety założyłem dętke, niesty tłum jaki przejechał kolo mnie uświadomił mi że przyjade na odległej pozycji i tak też było – 7 w MM3 i 35 open co zajęło mi 2:03:26. Po wyścigu czułem niedosyt, ale wiem ze treningi i dieta nie pójdą na marne, apropos diety, w Komańczy nie dało sie  dietetycznie podejść do tematu – było tyle żarcia że nie wiedziałem za co i z ktorej strony sie brac, no i jeszcze wieczorno nocna libacja i wspomnienia z Kanią i Kosterem – bezcenne.

Wyniki team'u

  • Kamila Sowa 2m
  • Andrzej Miłek 2m
  • Milena Sowa 3m
  • Alicja Muszyńska Sowa 4m
  • Grzegorz Sowa 7m
  • Grzegorz Siteń 21m
  • Bartek Tyrakowski 38m

Cyklokarpaty Pruchnik 06.07.2013

W związku z tym, że zawody były w Sobotę znowu czułem duże zmęczenie po całym tygodniu pracy, z Piątku na Sobotę o 3 w nocy obudził mnie ból nóg, nie zastanawiając się długo zalałem wanne gorącą wodą, wystarczyło pół godziny aby odczuć ulgę w obolałych kończynach, zasnąłem koło 4, pobudka o 7 i o dziwo czułem się ok, a przede wszystkim zero bólu nóg. Śniadanko czyli płatki owsiane na wodzie plus miód z pasieki mojego taty - bardzo polubiłem to zdrowe odżywianie, po chwili przyjechał Rafał i reszta ekipy Piórek, Filip i nowy team mate - lider naszej drużyny Andrzej Miłek, z Pawłem Kosiorowskim który także zasilił nasze szeregi mieliśmy sie spotkać juz na miejscu w Pruchniku, obaj ścigają się w kategorii 40-50 lat. Jadąc juz zapakowanym autem moja Alicja przypomniała mi o numerze startowym - wróciliśmy się i zabrałem numerek. Na miejsce przyjechaliśmy bardzo wczesnie bo o 9, spokojnie przygotowaliśmy się do startu, przy rejestracji okazało sie że zabrałem numer startowy mojej córki Kamili a nie mój - roztargnienie kosztowało mnie 20 PLNów. Alicja postanowiła sprawdzić swoje siły na dystansie mega, ja przed startem byłem ciekaw jak spisze się moja nowa rama KROSS B9, przejechalem na niej tylko 40 km w terenie 2 dni wczesniej i zapowiadało się że bedzie gites.

Pif paf - wszyscy poszli mocno, start jest pod góre po asfalcie, na drugiej hopce piekący ból mięśni ale ku mojemu zdziwieniu jestem zaraz za pierwszą grupą, jedzie mi sie dobrze, rower idealnie wspina sie pod góre, na zjazdach jedzie bardzo przewidywalnie wystarczy mocno trzymać kierownice, obrobinke pobalansować ciałkiem i lecisz jak przecinak, rada dla wszystkich ktorzy chcą szybciej zjeżdżać, nic nie pomoże nawet najlepszy sprzęt jeśli nie nauczycie sie wybierać odpowiedniej ścieżki, ( to co nieraz ludzie robią na zjazdach woła o pomstę do nieba). W pewnym momencie dojezdżam do kolegów którzy naprawde są mocni, początkowo myslalem że mieli jakąś gume albo kraksę, ale okazuje sie ze jeszcze na 34 kilometrze jade drugi w mojej kategorii, niestety przedostani podjazd daje mi się mocno we znaki gdzie wyprzedzają mnie Tomek z Januszem i jeszcze dobija mnie golgota potem zjazd do mety do którego mam wielki szacunek za to jak mną pozamiatał 2 lata temu kiedy to po upadku nie mogłem znaleźć swojego rowerka. Na metę wjeżdżam 15 open i 3 w kat M3 po przejechaniu 42 km, 1150 mp co zajęło mi 2:09.

Reszta ekipy też super pojechała, Andrzej wygrał w M4, Piórek nielubiana 4 pozycja w M1, Alicja do 32 km jechała na 2 pozycji niestety nie ukończyła wyścigu ponieważ jakiś nieroztropny koleś wjechał jej w przerzutke w wyniku czego rozleciała się (przerzutka oczywiście), 994847_654065774622930_494474767_nTwardzielem wyścigu został Ravał, mimo tego że miał upadek i rozwalił bark ukończył rywalizacje na dobrej 11 pozycji w kategorii M4, niestety kontuzja na dłuższy czas wyeliminuje go ze ścigania - Rafi wracaj jak najszybciej do zdrowia.

Wyniki team'u

  • Andrzej Miłek - 1m
  • Grzegorz Sowa - 3m
  • Michał Piórkowski - 4m
  • Paweł Kosiorowski - 6m
  • Filip Chmielarz - 8m
  • Bartek Tyrakowski - 11m
  • Rav Szyszko - 11m

 

 


V Strzyżowski Maraton Rowerowy 08.06.13

Tydzień porzedzający sobotnie ściganie obfitowawał w deszcz, ogólnie początek Czerwca to tragiczna pogoda, miałem już dość takiej aury i perspektywy pływania w błocie, w ogóle nie chciało mi się jechać, pomimo że Strzyżów jest bardzo blisko i zawody są zawsze na najwyższym poziomie organizacyjnym. Dzięki Alicji, która zdecydowała ze jedziemy na 100%, w Sobote z rana zameldowaliśmy się na V Maratonie Strzyżowskim.  Na miejscu piękne słoneczko i człowiekowi od razu chce się żyć, rozmawiam z Romkiem który twierdzi, że trasa jest totalnie pode mnie, cięzkie zjazdy ze względu na śliską błotnistą nawirzchnię i hopkowate podjazdy, humor mam coraz lepszy i tak z nastrój totalnie niewyscigowy z dnia wcześniejszego, dzięki okolicznościom przyrody przerodził sie w świetne samopoczucie.

3..2..1... pifff pafff i ruszylismy, obiecałem sobie ze zaczne spokojnie i tak tez bylo, ale ku mojemu zdziwieniu pod pierwszy podjazd trzymam sie nie daleko za czołówką, tempo duże ale daje rade, szybko wkrecam się na wysokie tetno, co oznacza że pierwszy raz w w tym sezonie startuje wypoczęty. Wszystko idzie swietnie, noga podaje, pułco rozcągnięte, na zjazdach jedzie mi się rewelacyjnie, błoto w ogóle mi nie przeszkadza, na podjazdach zero zaciągania łańcucha - sprężyna która podpiąłem do tylnej przerzutki zdaje egzamin w 100%, poprostu jest super, powoli lecz systematycznie przesuwam się do przodu, niestety na zjeżdzie przed drugim bufetem uderzyłem tylnym kołem w sam róg betonowego przepustu i rozciąłem opone, z sikającym mlekiem dojeżdzam do bufetu gdzie czekam , może zaklei ale niestety za duże rozcięcie, kolega z Jedlicze team pożycza dętkę, zmieniam ją i po okolo 6 minutach udaje się wrócić do ścigania, troche zdenerwowany, cieżko wbic się w rytm, ale znowu fan powraca, jest w dół szybko po lesie, moze za szybko, nie zauważam skretu w prawo, po kilkuset metrach orientacja w sytuacji i powrót do góry, znowu w plecy około 3 może 4 minut, niektórych ludzi mijam juz trzeci raz, nic to trasa jest tak zajefajna, że jade i nie myslę o zgubionych minutach, na ostatnim podjeżdzie zaczynają łapac skurcze, ale nie na tyle by się zatrzymywać, jeszcze zjazd asfaltem i na mete przyjeżdzam po 3.32.36 zajmując 6 miejsce w kategori mm3 i 27 open. Co by było gdyby nie guma i przestrzelony zakręt? może lepiej może nie ale taki jest ten sporcik - nastepnym razem będzie lepiej. ( chyba że nie )

wyniki team'u

  • Alicja Muszyńska Sowa - 2m
  • Milena Sowa - 4m
  • Kamila Sowa - 6m
  • Grzegorz Sowa 6m
  • Michał Piórkowski 6m
  • Filip Chmielarz 9m
  • Rav Szyszko 18m
  • Bartek Tyrakowski 20m